O byciu wplywowym blogerem – Andrzej Tucholski z jestKultura.pl

tucholski
W tym roku znalazł się na kominkowej liście 30 najbardziej wpływowych blogerów w Polsce i zrobił to w sposób bardzo kulturalny. Mowa o Andrzeju Tucholskim, który od ponad 2,5 roku prowadzi jestKultura.pl – najbardziej popularnego polskiego bloga o kulturze. Pisze o książkach, muzyce, filmach, grach, ciekawych reklamach i wydarzeniach kulturalno-społecznych i tym osiągnął w blogosferze wpływ.

I o tym jego wpływie w blogosferze dziś z Andrzejem rozmawiam.

Andrzej, jakie to uczucie dowiedzieć się, że jest się w rankingu tych najbardziej wpływowych blogerów w Polsce?

Bardzo fajne :) Przyznam się, że dosyć mocno czekałem na publikację tego rankingu (nadzieja cudna rzecz), a życie dodatkowo zadbało o spektakularność. Otóż siedzę sobie jak gdyby nigdy nic na konferencji poświęconej obiegom kultury w sieci aż tu nagle wibruje mi komórka. Potem, po chwili, znowu. A za moment trzeci raz. Nawet nie wiedziałem, że wśród moich bliskich znajomych jest tylu stałych czytelników Kominka.

To Twój pierwszy raz w tym rankingu. Co przez ostatni rok zwiastowało, że możesz się w nim znaleźć?

W ostatnich miesiącach dosyć czytelną jaskółką rosnącego znaczenia jestKultury był praktycznie geometryczny wzrost popularności. „Zasięg bloga” (nie przepadam za tym stwierdzeniem, ale wszystkie moje statystyki się przy nim upierają) dublował się co pięć tygodni. A wcześniej? Rosnąca ilość komentarzy i maili. Czas poświęcany przez Czytelników na relacje z blogerem to największy wyznacznik jego rozwoju.
Sporym zwrotem były też dwie współprace (na tę skalę – pierwsze w historii bloga) z zewnętrznymi firmami. Obie propozycje jasno dały mi do zrozumienia, że wartość mojego zdania zaczyna być warta trochę więcej, niż „kogokolwiek innego”. Przyjemne uczucie, wiedzieć, że jest się czytanym, rozumianym i szanowanym :)

Co oznacza dla Ciebie pojęcie „wpływowy bloger”?
To pojęcie bardzo celnie oddaje najważniejszą (moim zdaniem) zasadę blogosfery.
O jakości blogera stanowią jego relacje (a także ich ilość, jakość i głębokość) ze swoimi Czytelnikami. To odbiorcy definiują rangę oraz status twórcy treści, nie odwrotnie. Przychodzi mi tutaj do głowy pasująca analogia z ekonomii, ale spróbuję prostszymi słowy.
Bloger zarzuca w Internet fragment siebie – „dzieło” (tekst, filmik, podcast, zdjęcie) – które przekazuje zarówno treść danej notki, ale też i charakter twórcy. Czytelnicy napotykają na daną treść i decydują, czy chcą za blogerem podążyć czy nie. Można wpływać na każdy z etapów tego procesu (cykl o Rihannie przyciągnie inną grupę niż streszczona historia Baletu Narodowego), ale zasada jest prosta. Twórca – treść – odbiorca – feedback.
Źródło: http://jestkultura.pl/
Na kogo masz wpływ?
Na ludzi, którym któryś z moich tekstów lub statusów w czymkolwiek pomógł albo poprawił humor.

Jak się ten wpływ przejawia?

Często zdarza mi się dostawać maile od Czytelników, że jedna z moich notek zrobiła im dzień a w komentarzach od czasu do czasu pojawia się informacja zwrotna, że ktoś pod wpływem mojej opinii dokonał np. zakupu. Nieodmiennie mnie taki stan rzeczy dziwi, ale efekty są przejrzyste :)
Zawsze jest mi też miło, gdy widzę, że ktoś udostępni jeden z moich tekstów na swoim profilu społecznościowym, bądź twittnie go swoim followersom. To najprostszy, ale też i jeden z najsilniej oddziałujących na wyobraźnię komunikatów mówiących „Czytam Cię i lubię co piszesz, więc z chęcią przekażę tę wartość moim znajomym”. Coś świetnego.

Jednym z kryterium kominkowego rankingu jest posiadanie wokół bloga społeczności. Kim są Twoi czytelnicy? Poznałeś ich osobiście? 

Moi Czytelnicy to seksowni, turbo inteligentni oraz obdarzeni głębokim poczuciem humoru internauci. Określenie to powstało jakoś dawno temu i zdążyłem się z nim zżyć. Wierzę, że samym zainteresowanym ono nie przeszkadza :)
Z większością kontaktuję się przez dialogi prowadzone w komentarzach lub mailowo, ale całkiem zacne grono udało mi się już poznać w rzeczywistości. Dla eksperymentu nawet sobie zorganizowaliśmy posiadówkę w grudniu, klimat był świetny.

Jak bycie w takim rankingu wpłynie na Twoje blogowanie w tym roku?

Po zastanowieniu się stwierdziłem, że „zdrowo” to świetny przymiotnik odpowiadający na Twoje pytanie :) Ponieważ na kilka dni przed Podpisywaniem Tej Umowy Międzynarodowej, Która Wszystkich Tak Teraz Drażni skończyłem publikować wyczerpujący cykl poświęcony, no cóż, wojnie o Internet właśnie – od tamtej pory przeżywam istny strumień odwiedzin. Teraz pojawiło się to wyróżnienie i widzę w komentarzach kolejne nowe postacie. Nie zamierzam ich zawieść :)
O moje blogowanie (jako czynność) też się nie martwię. Wypracowałem już dosyć skuteczne nawyki a pomysłów na teksty mam dziennie kilkanaście. W grudniu spotkał mnie po raz pierwszy dylemat zupełnie nowego rodzaju. Zupełnie niechcący napisałem więcej notek, niż jestem w stanie miesięcznie opublikować :)
A myślałeś kiedyś o tym, że JestKultura.pl tak się rozwinie, że zamieni się kiedyś w portal, przestaniesz być blogerem, a redaktorem naczelnym, zaczniesz zatrudniać do pisania także innych, stworzysz redakcję… Chciałbyś tak? Czy wolisz, by „JestKultura” była tylko i tylko Twoja i będziesz bronił tej niezależności?
Całkiem niedawno dostałem propozycję patronatu nad jedną akcją, która mogłaby skończyć się tymczasowym dołączeniem do jestKultury drugiego redaktora. Myślałem chyba z tydzień, czym mógłby się on zajmować. Ostatecznie cała akcja nie wypaliła, więc problem umarł śmiercią naturalną. Nie chcę teraz o takich sprawach myśleć. W pracy naczelnego mam już jakieś-tam-doświadczenie (prowadziłem przez rok lub półtora całkiem sporego bloga redakcyjnego o grach), więc wszystkie pomysły nadal leżą na stole. Przez najbliższy (dłuższy) czas wolałbym jednak pozostać blogerem prowadzącym bloga jestKultura i – jeśli chodzi o ten projekt – na tym poprzestać. Często dostaję maile, że brakuje notek z premierami filmowymi lub recenzji najnowszych płyt. Oh well. To nie to miejsce. U mnie jest rozwijająca losowość.
Źródło: http://jestkultura.pl/
Jako wpływowy bloger masz pewnie dużo zaproszeń do współpracy od marketerów, zatem jaki jest Twój wymarzony sponsor, wymarzone partnerstwo?:)
Parafrazując Anisa – zostałem jak na razie zaproszony do współpracy więcej razy, niż kiedykolwiek bym przypuszczał, że będę ale zarazem liczba tych relacji nie jest nawet bliska takiej, o której marzę.
Wiem, że na każdej współpracy zyskują pośrednio lub bezpośrednio (częściej bezpośrednio) moi Czytelnicy, więc chciałoby się więcej i więcej. Na szczęście w zachowaniu cierpliwości pomaga mi przekonanie, że lepiej jest robić mniej ale dobrze niż więcej i bez sensu. A to, że do tej pory trafiałem na samych kulturalnych i niesamowicie uprzejmych ludzi „po drugiej stronie” to zupełnie inna historia.
Wymarzone partnerstwo? Dla mnie Ford Mustang (może być z nowszych linii, ew. konkretna podróż w jakieś magiczne miejsce) a dla moich Czytelników do wygrania 10 w pełni opłaconych wycieczek na jakiś absolutnie odjechany festiwal (Coachella albo Glastonbury, czemu nie!) – to by dopiero była akcja :)
Głoszą niektórzy, że nadchodzi era vlogera – planujesz zaistnienie na Youtube?
Jasne :) Całkiem niedawno pytałem się moich Czytelników o czym chcieliby posłuchać, jak sobie niezobowiązująco paplam (stanęło na skrzyżowaniu motoryzacji z kulturą, więc będzie zabawnie) i zamierzam projekt w wolnej chwili zrealizować.
Śledzę dwa ciekawe vlogi: Wybuchające BeczkiYathzee19i mi się zamarzyło spróbować trochę na własną rękę. Ale moją bronią z wyboru jest i będzie słowo pisane. Nic mi nie zastąpi przelewania myśli na klawiaturę :)
Przypuśćmy, że chciałabym za rok zostać wpływowym blogerem. Co robić?:)

Tworzyć. Pisać, nagrywać, robić dowolnie wybraną rzecz w tematyce, która Cię kręci.
Na równi z tym należy bezwzględnie szanować uwagę i czas swoich Czytelników. Sam bardzo nie lubię, gdy ktoś dostarcza coś poniżej oczekiwanego poziomu.
Dalej – dbać o poprawny i sensowny flow swoich tekstów przez wybrane przez siebie formy komunikacji (social media, mailing, do wyboru). Dosyć żywo pamiętam jeden konkretny dołek sprzed kilku lat, że „nikt mnie nie czyta”. Jakiś tydzień później stwierdziłem, że zacznę postować swoje nowe notki na Facebooku.
Wreszcie – nie poddawać się, a z okazji kryzysów robić sobie kilkudniowe przerwy od komputera ogółem. Jeśli witam ranek niemocą twórczą, zawsze decyduję się jakieś analogowe rozrywki. Pierwsze pomysły na teksty przychodzą już po godzinie, dwóch :)

A jak dużo pisać?

Kominek o tym na Blog Forum Gdańsk mówił, sam wyznaję podobną metodę od paru lat. Jeśli chce się pisać „2-3 notki tygodniowo” to człowiek często budzi się po miesiącu z ręką w nocniku. Jak się ustali „notkę dziennie” to się ma ogrom wolnego czasu i zaczyna zakładać kolejne blogi.

Zacznę zatem zwiększać liczbę notek na blogu;)
Dziękuję Andrzej za rozmowę i życzę obecności w tym rankingu również za rok, a przede wszystkim nieustającej frajdy z blogowania.
This post is available in: English